Maddie.
Zerknęłam na wielki zegar, wiszący na dworcu głównym.
- Przepraszam, ma pan jakieś drobne?
Młody, zadbany facet w garniturze spojrzał na mnie z przekąsem i wyraźnym niezadowoleniem. Spuściłam wzrok w dół, mijając go bez słowa. Czy zrobiło mi się przykro? Raczej nie, przecież uwielbiałam siebie, wyznawałam to co kochałam, wszystko szło po mojej myśli, ale… kurde, chciałabym coś zjeść. To chyba normalne, nie? Byłam głodna, a nikt nie chciał mi dać kilka drobnych na bułkę i wodę. Niby takie wielkie, wspaniałe miasto, ale w potrzebie nikt Ci nie pomoże. Prędzej Cię zgnoją.
Usiadłam na chodniku, przy dworcu Victoria. Hm, miłe miejsce, dawno tu nie byłam. Rozejrzałam się wkoło, i wtedy Ją zobaczyłam. Zupełnie normalna, przeciętna dziewczyna. Szła po przeciwnej stronie ulicy, w ogóle nie zwracając na nic uwagi.
- Trudno. – mruknęłam sama do siebie i ułożyłam głowę na ramieniu, kładąc się na zimnej posadzce, w lekkim zagłębieniu budynku.
- If you are going to San Francisco… - zanuciłam, śmiejąc się. Niespodziewanie usłyszałam zupełnie obcy mi głos. Zadarłam głowę do góry, ziewając i przeciągając się błogo, jak to miałam w zwyczaju.
Katie.
Trzasnęłam mocno drzwiami szkolnej szafki- inaczej by się przecież nie zamknęły. Pokierowałam się do wyjścia, mijając na korytarzu kilka wymalowanych lalek, macających się z jakimiś kutasami. Moja szkoła, a czuję się tu czasem jak w burdelu. Nie żebym miała coś do burdelu, ale... to tacy ludzie powodowali, że nóż otwierał mi się w kieszeni.
Szłam przez zatłoczone ulice Londynu- charakterystyczny zapach, czarne, wysokie, eleganckie taksówki i mnóstwo śmierdzących żuli.
" Muszę zajarać " - pomyślałam, i odbiłam do jakiegoś małego sklepiku.
- Dzień Dobry, czerwone Marlboro proszę. - uśmiechnęłam się sztucznie do pani podającej mi paczkę papierosów. Zapłaciłam ostatnimi pieniędzmi, poprawiłam torbę na ramieniu i skierowałam kroki do wyjścia. Szłam jeszcze chwilę, kiedy moją uwagę, dość nienaturalnie zwróciła jakaś postać, skulona pod murem budynku. Tak, to chyba była kobieta. Wyglądała dość specyficznie. Porwane, brudne ubranie- pewnie bezdomna. Mój wzrok przykuła jedynie ogromna pacyfka na bluzce. Kobieto, masz u mnie plus!
Postanowiłam podejść bliżej. Nie mam pojęcia czemu. Nigdy nie byłam wyczulona na takich ludzi. Lekko dotknęłam brudnym glanem plecy dziewczyny:
- Szluga? - spytałam dość zwyczajnie. Dziewczyna podniosła się i wyciągając do góry ręce, wygięła całe ciało i omal nie uderzyła mnie w głowę. To sprawa gestykulacji? Albo po prostu się przeciągała.
- Jestem strasznie głodna, ale fajką nie pogardzę.
Podałam dziewczynie papierosa i sprawnie odpaliłam.
- Pacyfka. Nieźle. Nie wiedziałam, że żuleksy też mogą mieć jakieś poglądy, albo swoje zdanie .- uśmiechnęłam się szyderczo. W końcu to bezdomna, musiałam się na kimś wyżyć psychicznie.
- Odczep się, okej? Morrison jeszcze Cię za to pokaże! Jak nie masz kasy i nic konkretnego do powiedzenia to lepiej idź już sobie.
- No nie gadaj. Słuchasz Doorsów? !- Dziewczyna z każdą sekundą zadziwiała mnie coraz bardziej. Zlekceważyłam nawet to, że nagle przyczepiła się do mnie o nie wiadomo co.
- Słuchałam. Jak miałam gdzie mieszkać i gdzie wystawić ogromne radio na parapet! To było coś. Teraz muzyka dla moich uszu to brzęk kilku drobniaków, za które mogę kupić jedną jebaną bułkę! Może chociaż Ty mnie poratujesz?
- Ymm...moment. - Rzuciłam papierosa na chodnik i przydeptałam. Zaczęłam grzebać w torbie, dokładnie przeszukując każdą kieszeń.
- O, mam! Kanapka z...pomidorem. Znów nie zjadłam nic od rana.
- Pomidor?! Ja pierdole. - pierwszy raz widzę tak wybredną w jedzeniu bezdomną! Mimo wszystko, dziewczyna wzięła moją kanapkę, wyrzuciła z obrzydzeniem czerwone warzywo, i niemal jednym kęsem pochłonęła moje drugie śniadanie.
Witajcie wszyscy! Z tej strony autorki tego jakże wytwornego "dzieła", czyli Kasia i Magda. Piszemy to dla czystej przyjemności, ale z chęcią przyjmiemy wyrazy niezadowolenia, lub wręcz przeciwnie- wszelkie pochwały i cenne uwagi. Za błędy z góry przepraszamy, i zapraszamy do komentowania.